24 listopada, 2023

“Dlaczego nie lubisz net-billingu?” — Prosumenci uciekają od nowego systemu rozliczeń

“Jestem rozczarowany systemem net-billig. Kiedyś fotowoltaika przynosiła mi sporą oszczędność. Teraz bywa z tym różnie.”

“Stawki za nadwyżkę wyprodukowanej energii są zbyt niskie. Za czasów net-meteringu fotowoltaika bardziej się opłacała.”

Opinie prosumentów na temat systemu net-billig są, jak widać, głównie negatywne — nic więc dziwnego, że szukają sposobów na jego ominięcie. Poniżej przeczytasz o tym, jak rozliczano energię przed 2022 rokiem, jak jest to robione teraz, i czy fotowoltaika nadal się opłaca.

Net-metering — jak kiedyś rozliczano energię?

Do 2021 roku obowiązywał net-metering, znany jako system odpustów. Zasada działania była prosta: gdy prosument wytwarzał zbyt dużo prądu, nadwyżkę oddawał do sieci energetycznej w celu jej późniejszego odebrania. A zdarzało się to dość często, gdyż za przeciętną uznaje się autokonsumpcję (zużycie wytworzonego prądu) na poziomie 30-40%.

Ale był w tym mały haczyk: można było odzyskać jedynie 80% wprowadzonej energii (w przypadku instalacji o mocy do 10 kW) lub 70% (instalacja od 10 do 50 kW).

Przykład: pan Jan dzięki instalacji fotowoltaicznej na swoim dachu produkował średnio 0,5 kWh energii dziennie, jednak zużywał tylko 0,1 kWh. Jego poziom autokonsumpcji był niski (20%), gdyż większość dnia spędzał poza domem, a z prądu korzystał głównie w nocy, gdy fotowoltaika nie produkowała już energii. Nie miał też własnego magazynu. Oddawał do sieci energetycznej średnio 0,4 kWh dziennie, ale odbierał 0,32 kWh (80% * 0,4 = 0,32). Gdyby jego instalacja miała większą moc (powyżej 10 kW) odzyskiwałby zaledwie 0,28 kWh (70% * 0,4 = 0,28).

Choć prosumenci nie przepadali za systemem odpustów, był do pewnego stopnia akceptowalny. Do czasu. 

Net-billing — jak zmienił oblicze fotowoltaiki?

1 kwietnia 2022 roku wprowadzono system net-billing, który już wiele miesięcy wcześniej spędzał sen z powiek prosumentów. Unia zapowiadała go bowiem hucznie. I faktycznie — udało mu się zrewolucjonizować rynek OZE. Tylko, że na gorsze.

Od teraz nadwyżka energetyczna nie była przechowywana przez sieć, tylko jej sprzedawana, z późniejszą możliwością odkupienia. W teorii wszystko miało odbywać się na równych zasadach, według cennika ustalanego przez Urząd Regulacji Energetyki (URE), ale w rzeczywistości nie było tak kolorowo. Wszystko przez podatki.

Prosument faktycznie sprzedaje teraz prąd po cenie rynkowej, ale odkupuje go wraz z opłatą dystrybucyjną i innymi daninami. Sytuacji nie poprawia fakt, że od 1 lipca 2024 roku system net-billing ma być rozliczany w oparciu o taryfę dynamiczną, czyli godzinowe ceny prądu. Zgadza się — co 60 minut cena za kWh energii ma być inna.

Dlaczego to zła wiadomość? Wszystko świetnie obrazuje tzw. krzywa kaczki, która pokazuje brak równowagi między zapotrzebowaniem szczytowym a produkcją prądu. Co prawda taryfy dynamiczne można wykorzystać na swoją korzyść (i prosumenci z pewnością to robić), jednak będzie to wymagało dopasowania zużycia do chwilowych cen energii. A to przecież niewygodne.

Jak prosumenci uciekają od net-billingu

Ale skupmy się na tym, co jest istotne teraz — problem net-billingu, którego za wszelką cenę próbują uniknąć prosumenci. W teorii nie można tego zrobić, jednak w praktyce zawsze można kombinować.

Popularną opcją jest ucieczka do spółdzielni energetycznych. O co chodzi? Od 2021 roku Unia Europejska zezwala obywatelom krajów członkowskich na łączenie się w “grupy”, aby wspólnie zarządzać produkcją, dystrybucją i korzystaniem z energii. Zupełnie, jak prosument zbiorowy. Zgodnie z ideą UE ma to służyć promowaniu eko-rozwiązań i zwiększeniu niezależności energetycznej, ale w praktyce prosumenci podążają za głosem pieniędzy.

Spółdzielnia energetyczna oddaje wyprodukowaną nadwyżkę energetyczną do sieci, z której może później odzyskać 60% całości. Brzmi znajomo? Zasada jest identyczna, jak w systemie net-metering, tylko zamiast 70-80% zwrotu można odebrać nieco mniej. Ale zdaniem prosumentów to nadal korzystniejsza opcja, niż sprzedawanie prądu po taniości.

Założenie spółdzielni to sporo papierkowej roboty, ale wymagania nie są wygórowane. Wystarczą 3 podmioty w przypadku firm lub 10 podmiotów w przypadku osób prywatnych, gmina musi mieć status wiejskiej lub miejsko-wiejskiej (mogą to być też maksymalnie 3 sąsiadujące ze sobą gminy), minimum 70% zapotrzebowania rocznego na energię powinno pokrywać OZE (do końca 2015 roku — tylko 40%), a instalacja może mieć maksymalnie 10 MW mocy.

Czy to znaczy, że inwestycja w fotowoltaikę się nie opłaca?

Fotowoltaika była, jest, i prawdopodobnie długo będzie opłacalna. Jednak mowa tutaj o fachowej instalacji, dostosowanej do prosumenta i na podstawie dokładnych wyliczeń. Wtedy ani net-billing, ani taryfa dynamiczna nie będzie straszna.

Aby to zrobić, wybierz instalatora, który nie tylko założy u Ciebie panele, ale też pomoże w ich doborze. Warto, gdyby wspomógł Cię również w zakresie dofinansowania.

Skontaktuj się z nami lub sprawdź listę najlepszych polskich instalatorów.

Kontakt

Masz pytania? Potrzebujesz pomocy w wyborze rozwiązania lub uzyskaniu finansowania dla swojej inwestycji? Skontaktuj się z nami!

biuro@instalacjeplus.pl
zgoda